Jakiś czas temu firma Catrice wypuściła limitowankę "Welcome to Las Vegas". Wśród produktów można było znaleźć puder z wdzięcznym nadrukiem pewnej Pani... Szczerze powiem, że jednym z aspektów, dlaczego owy produkt wylądował w koszyku, był właśnie jej wizerunek, ha!
Puder zawiera 8,5 g, a jego koszt to ok.17 zł. Czy były to dobrze wydane pieniądze?
Po pierwsze, to co mnie najbardzie skusiło, czyli "Pani" znika, niestety, po jednym nabraniu na pędzel. Wg mnie, ten obrazek powinien być wytłoczony.
Sam puder jest bardzo przyjemny. Kosmetyk matowi skórę, ale nie na cały dzień. Nadaje jej świeży, rozświetlony wygląd. Po nabraniu na pędzel jest biały, ale przy roztarciu-faktycznie robi się transparentny. Jeśli macie problem z odpowiednim dobraniem koloru podkładu, tzn.zawsze jest odrobinę zbyt ciemny-puder ten uczyni go jaśniejszym. Niestety, na chwilę obecną, podkreśla moje suche skórki. Porównując go z moim pudrem fixującym z MySecret, ten bardziej przypadł mi do gustu.
Produkt nie zapycha mnie, choć na 1 miejscu ma w składzie talk.
Jak widać, puder ma swoje minusy jak i plusy.
Ja go lubię, ale drugi raz nie kupiłabym go. Dlaczego? Po pierwsze-lubię testować, po drugie-jest to limitowanka.
Pozdrawiamy,
Ja i Pani, która zginęła...:)...
ciekawy, faktycznie fajna przyciągająca twarz
OdpowiedzUsuńZapraszam Cię do wzięcia udziału w superTAGu: http://ilusive-ilusive.blogspot.com/2012/02/tag-5-kosmetycznych-rzeczy-ktorych.html
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
muszę kupić jakiś kosmetyk tej firmy - jeszcze nic nie używałam!
OdpowiedzUsuńWczoraj go trzymałam w łapkach, ale ostatecznie się nie skusiłam. I też mnie najpierw uwiodła ta Pani ;)
OdpowiedzUsuńświetny ten twój blog
OdpowiedzUsuńobserwuje,liczę na rewanż
weeronika-blog.blogspot.com